Marzenia się spełniają!!! Pogoda hiszpańska, zgrana ekipa i podróż na południe Półwyspu Iberyjskiego. Giblartar, brytyjskie zamorskie terytorium. Na powierzchni ok 6,5 tys km ogrom atrakcji. Na granicy wystarczył dowód osobisty, co wcale nie było takie oczywiste jeszcze tydzień temu. Busem jechałyśmy w kierunku kolejki linowej. Byłyśmy bardzo zdziwione, gdy najpierw widziałyśmy starujacy samolot, a potem jechałyśmy po płycie lotniska!!! Potem kabinową kolejką linową w górę. Nie dla wszystkich było to przyjemne doznanie, ale 6 minut jazdy i byłyśmy wysoko. Dostałyśmy opaski na rękę jako bilety wstępu do Reserve Natural de Gibralar. Powitały nas małpy, które były całkiem przyjazne i tylko obserwowały nas z dystansu. Potem spacer na szczyt. Widoki zapierały dech w piersi i wprawiały w zachwyt. Turyści z Niemiec potwierdzili nasze przypuszczenie, że z tego wlasnie miejsca na horyzoncie widzimy Afrykę. Po krótkim marszu dotarłyśmy do wejścia do Jaskini Świętego Michała. Stalatktyty i stalagmity oświetlone różnokolorowymi, zmieniającymi barwy lampami wygladaly zjawiskowo i bajecznie. To wciąż nie koniec atrakcji. Potem dotarłyśmy do drewnianego mostu wiszącego (Windsor Bridge) rozpiętego pomiędzy dwoma skałami. Patrzenie w przepaść podczas przechodzenia wymagało stalowych nerwów, ale dałyśmy radę. Brawo my! Na dół wróciłyśmy ze stacji pośredniej kolejki linowej- wsiadanie do kabiny w tym miejscu, to była wisienka na torcie! – na szczęście😄, bo krokomierz wykazał ponad 15 tysięcy kroków. Trzy godziny jazdy z Panem Antonio do Sewilli to czysta przyjemność. Mała drzemka, regeneracja sił i byłyśmy gotowe na kolejne wycieczki, ale niestety, wszystko co dobre za szybko się kończy. Teraz tylko porządkowanie zdjęć, pakowanie walizek i czas wracać do Wejherowa.